,,I choć to w mroku kryją się "potwory", to dzień wcale nie trzyma z daleka naszych strachów"
Na odległość najbliższego kilometra widoczność chłopaka była ograniczona.
Wszechobecny zapach kurzu i wilgoci kręcił Olgierda w nosie, w tej ,,lisiej" jamie nie można nawet było się wyprostować.
-MACIEK!!!
Żadnej odpowiedzi. Tylko echo.
Tunel ciągnął się dobre kilka metrów w głąb. W takich chwilach chłopak żałował, że nie było przy nim Doroty. Pewnie miałaby w tej swojej malutkiej torebeczce jakieś zapałki.
-Maciek! MACIEK NIE CHOWAJ SIĘ!
Nic.
Pora się trochę rozejrzeć, a raczej wybadać. Chłopak wysunął przed siebie ręce i powoli badał każdy centymetr podłoża i ścian. Może jest tu jakieś rozgałęzienie i Maciek gdzieś utknął? Na pewno jest tu drugie wyjście. Ruszył do przodu, krok za krokiem coraz bardziej zagłębiając się ciemność. Po przejściu kilku metrów sufit podniósł się i chłopak mógł się wyprostować. Wciąż było dość ciasno, ale Maciek na pewno z łatwością mógł przejść tędy bez trudu. Olgierd poczuł że podłoże jest jakby twardsze. Pochylił się i odgarnął warstwę kurzu i pyłu. Pod spodem znajdowała się solidna drewniana podłoga. Tylko....po co komu ta podłoga tutaj ? Szelest. To wystarczyło by odwrócić jego uwagę.
-Maciek?
-POMOCY!
-Maciek?! Gdzie jesteś?! JUŻ PO CIEBIE IDĘ!
Oblał go zimny pot. Co będzie jeśli nie zdąży? Zaczął biec.
Przeciskał się tak przez wąski, podziemny korytarz. To chyba jednak nie była lisia norka. Przejście wydawało się coraz bardziej ciasne. Chłopakowi nagle zaczęło się wydawać, że korytarz biegnie w dół.
Ile czasu biegł? Kiedy usłyszał Maćka? Dobre trzy minuty temu.
-MACIEK!
-Tutaj...- odgłos dobiegał z dołu. Głębiej. Ciemność wcale nie pomagała.
Szelest.
Szelest.
Cisza.
Skrzypiąca podłoga.
Chłopak zamarł. Czy ktoś za mną szedł?
Obejrzał się.
Niczego nie zobaczył.
Usłyszał oddech, ale nie swój.
Powoli przysunął się do krawędzi wąskiego korytarza.
Czy tam na pewno coś było?
WWWWWrrrrrrrrrgggggggWWWrrrrrgggggggg
Najciszej jak się dało schował się w głębieniu ściany i zamknął oczy.
Słuchał.
Trzeszczenie podłogi narastało.
''Coś'' nagle stanęło w miejscu.
Chłopak tylko podniósł powieki i zobaczył błysk wielkich żółtych oczu.
Zamknął je spowrotem.
Skrzypienie malało na sile. Zanim otworzył oczy ponownie usłyszał jeszcze ,,WWrrgwRgwrGwrwg!''.
Przełknął powoli ślinę. Otworzył oczy i niczego nie zobaczył. Ciemność wiąż go otaczała, ale nie było też żółtych ślepi.
Odetchnął z ulgą i zaczerpnął powietrza w płuca, które piekły go i błagały o tlen.
Olgierd wiedział jedno: ,,Jak najprędzej zabieram stąd Maćka i zmywamy się zanim TO wróci."