wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział III


,,I choć to w mro­ku kryją się "pot­wo­ry", to dzień wca­le nie trzy­ma z da­leka naszych strachów"

Na odległość najbliższego kilometra widoczność chłopaka była ograniczona.
Wszechobecny zapach kurzu i wilgoci kręcił Olgierda w nosie, w tej ,,lisiej" jamie nie można nawet było się wyprostować. 
-MACIEK!!!
Żadnej odpowiedzi. Tylko echo.

Tunel ciągnął się dobre kilka metrów w głąb. W takich chwilach chłopak żałował, że nie było przy nim Doroty. Pewnie miałaby w tej swojej malutkiej torebeczce jakieś zapałki.
-Maciek! MACIEK NIE CHOWAJ SIĘ!
Nic.
Pora się trochę rozejrzeć, a raczej wybadać. Chłopak wysunął przed siebie ręce i powoli badał każdy centymetr podłoża i ścian. Może jest tu jakieś rozgałęzienie i Maciek gdzieś utknął? Na pewno jest tu drugie wyjście. Ruszył do przodu, krok za krokiem coraz bardziej zagłębiając się ciemność. Po przejściu kilku metrów sufit podniósł się i chłopak mógł się wyprostować. Wciąż było dość ciasno, ale Maciek na pewno z łatwością mógł przejść tędy bez trudu. Olgierd poczuł że podłoże jest jakby twardsze. Pochylił się i odgarnął warstwę kurzu i pyłu. Pod spodem znajdowała się solidna drewniana podłoga. Tylko....po co komu ta podłoga tutaj ? Szelest. To wystarczyło by odwrócić jego uwagę.
-Maciek?
-POMOCY!
-Maciek?! Gdzie jesteś?! JUŻ PO CIEBIE IDĘ!
Oblał go zimny pot. Co będzie jeśli nie zdąży? Zaczął biec. 
Przeciskał się tak przez wąski, podziemny korytarz. To chyba jednak nie była lisia norka. Przejście wydawało się coraz bardziej ciasne. Chłopakowi nagle zaczęło się wydawać, że korytarz biegnie w dół. 
Ile czasu biegł? Kiedy usłyszał Maćka? Dobre trzy minuty temu.
-MACIEK!
-Tutaj...- odgłos dobiegał z dołu. Głębiej. Ciemność wcale nie pomagała.
Szelest.
Cisza.
Skrzypiąca podłoga.
Chłopak zamarł. Czy ktoś za mną szedł?
Obejrzał się.
Niczego nie zobaczył.
Usłyszał oddech, ale nie swój.
Powoli przysunął się do krawędzi wąskiego korytarza.
Czy tam na pewno coś było?
WWWWWrrrrrrrrrgggggggWWWrrrrrgggggggg

Najciszej jak się dało schował się w głębieniu ściany i zamknął oczy.
Nie oddychał. 
Słuchał.
Trzeszczenie podłogi narastało.
''Coś'' nagle stanęło w miejscu.
Chłopak tylko podniósł powieki i zobaczył błysk wielkich żółtych oczu.
Zamknął je spowrotem.
Skrzypienie malało na sile. Zanim otworzył oczy ponownie usłyszał jeszcze ,,WWrrgwRgwrGwrwg!''.

Przełknął powoli ślinę. Otworzył oczy i niczego nie zobaczył. Ciemność wiąż go otaczała, ale nie było też żółtych ślepi.
Odetchnął z ulgą i zaczerpnął powietrza w płuca, które piekły go i błagały o tlen.
Olgierd wiedział jedno: ,,Jak najprędzej zabieram stąd Maćka i zmywamy się zanim TO wróci."



czwartek, 1 października 2015

Rozdział II






,, Światem rządzi wyobraźnia” – N. Bonaparte




Lata świetności czerwonej zjeżdżalni minęły już dawno, kiedyś lśniąca, czerwona , a teraz wyblakła i pęknięta, była nie chętnie używana przez dzieci. Miała zostać wymieniona, ale brak funduszy nie pozwalał na jakikolwiek remont. Maciek za bardzo się tym nie przejmował, lubił ją taką jaka jest. Olgierda zawsze dziwiło to że wolał bawić się sam. Oboje byli samotnikami.  Chłopiec bawił się w najlepsze dzierżąc w ręku patyk , po raz setny zjeżdżając z rozpadającej się z dnia na dzień zabawki. Jego radosne krzyki było słychać już z daleka. Olgierd rozejrzał się za jakimś badylem, chcąc dołączyć do swojego młodszego kolegi.  Znalazłszy odpowiedni kij zbliżył się do chłopca i przywitał :
- Cześć  Maciek!
- Olek! – krzyknął radośnie i ruszył w jego stronę. Olgierd uśmiechnął się ciesząc się, że chłopiec przywitał się z nim z takim entuzjazmem – uważaj z tym kijem, bo komuś oko wybijesz !- zawołał zanim ten po raz kolejny zjechał ze zjeżdżalni.
- Chcesz się pobawić w rycerzy? – spytał nieśmiało malec.
-Jeszcze się pytasz? Oczywiście ! Jaką okropną bestię musimy dzisiaj pokonać?! – wyrecytował barytonowym głosem Olek, robiąc wrażenie na młodszym koledze.
- W krzakach znowu grasuje straszny goblin. Ukradł moją koparkę i nie chciał oddać jak go grzecznie prosiłem.
-Z nimi to zawsze jest kłopot. –westchnął Chłopak i uśmiechnął się pod nosem. – ruszajmy więc stawić mu czoło!
-Tak jest! – zasalutował Maciek i ruszył przed siebie żwawym krokiem, w stronę krzaków różanych, zasadzonych dla ozdoby, pewnie całe wieki temu.  Dookoła całego placu zabaw posadzono też żywopłot. Ostatnio, znacznie się rozrósł,  bo nikt nie miał za bardzo czasu by zająć się pieleniem ,,ogródka” .  W maćkowej wyobraźni wprost roiło się tu od potworów.  Olgierd zazdrościł mu czasem, tego że jest taki… hmm… pomysłowy.
- Tak jest widzę go! – ogłosił zuchwale chłopczyk.
- Szybko bo nam ucieknie! – zachęcił go Olek. Maciek pobiegł pierwszy, wbiegając w dziki labirynt żywopłotu. Olgierd musiał iść na czworaka żeby się zmieścić.  Lubił takie zabawy. Przypominały mu dzieciństwo.
 – Olek szybko, bo nam ucieka! – wołał – już prawie go mam!
- Nie pozwól mu uciec! – okrzyknął i zaśmiał się jednocześnie. Był pewny że Dorota razem z Kinga wyśmieją go za to że znów się ubrudził . Nie obchodziło go to za bardzo. Doczołgał się w końcu do małego wgłębienia, między ściankami  żywopłotu. Była tam wykopana dość duża dziura schodząca głęboko pod ziemię. Malec  zniknął mu z oczu. – Maciek ! – krzyknął, ale nie uzyskał odpowiedzi. – Maciek !!! – krzyknął głośniej, a na czole pojawiły się kropelki potu. ,,A co jeśli wpadł do tej dziury?” – pomyślał ze zgrozą Olgierd. Nie wydawała się AŻ tak głęboka, ale mimo to coś powstrzymywało go przed wejściem tam.
 – Maciek ! – krzyknął do dziury chłopak. Minęła minuta, a chłopak poczuł jak mocno bijące serca, tłoczące krew do jego żył, ma zaraz wyskoczyć z jego piersi.
- Olgierd !- usłyszał z wnętrza dziury. Serce zatrzymało mu się na milisekundę by wskoczyć na drugi tor i gwałtownie przyspieszyć . – Idę po ciebie! – krzyknął i wskoczył do środka, a wszech ogarniające ciemność pochłonęła jego ciało .


poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział I

Ściany od których odklejały się staroświeckie tapety, zupełnie nie pasowały do pomieszczenia w którym się właśnie znajdował. Na podłodze było mnóstwo zabawek, którymi bawiły się dzieci. Przeszedł koło nich energicznie machając do wszystkich uśmiechniętych maluchów. Inne zwyczajnie nie zauważyły go, pochłonięte świetną zabawą. W kącie, przy biurku, siedziała pani Justyna czytająca gazetę co chwilę spoglądając na dzieci. Chłopak podszedł do biurka, omijając porozrzucane klocki i przywitał się uprzejmie:
-Dzień dobry!
Kobieta spojrzała na niego i uśmiechając się odpowiedziała mu.
-Dzień dobry.

Olgierd nie kryjąc ciekawości, wyjął z plecaka gazetę i podsunął opiekunce.Ta wydała się jednak niewzruszona i zerknąwszy tylko na okładkę , powróciła do rubryki sport, jakby w ogóle nie zauważyła wytłuszczonego nagłówka w tygodniku. Chłopak poczuł się zbity z tropu, czuł, że uraził kobietę, ale chciał tylko dowiedzieć się czegoś o sześciolatce. Było mu trochę głupio, choć przeczuwał, że tak może się potoczyć ta nie wygodna dla kobiety konfrontacja.
-Czemu mi pani nie powiedziała?
-O czym?
-O zaginięciu tej dziewczynki.

- Ach ta dziewczynka, to dziecko. Ona uciekła. - powiedziała kobieta.
Olgierd o tym wiedział, ale pozwolił kobiecie mówić. Nie chciał siłą wyciągać z niej informacji. Z reguły preferował ugodowe podejście. 
Kobieta zamyśliła się. Olgierd nie naciskał. Nie chciał męczyć starszej pani. Postanowił wziąć się za swoje obowiązki. Ruszył w stronę kuchni, by pomóc w przygotowaniu do obiadu.
Ubijanie schabowych było dla chłopaka niełatwym zadaniem. Kucharka - Pani Danusia - musiała go co rusz poprawiać. Po jakimś czasie, udało mu się nieco wprawić, ale przy tym stłuc 4 palce lewej ręki. 
Po godzinnej torturze w kuchni, Pani Danusia zaczęła przygotowywać talerze. Olgierd w tym czasie miał dopilnować żeby wszystkie dzieci umyły ręce. Wówczas przybyły Dorota i jej przyjaciółka Kinga.
Kinga była wysoką brunetką o niewyparzonej gębie. Była przeciwieństwem Doroty i chłopak dziwił się, że tak dobrze się dogadują. 
Dziewczyny przywitały się z Olkiem, a on pokazał im artykuł w gazecie.
-O Boże... czemu nic o tym nie wiemy? - spytała Kinga.
-Sam też się dopiero dowiedziałem - tłumaczył się chłopak.
-Rozmawiałeś o tym z panią Justyną? - dołączyła się do rozmowy Dorota.
-Próbowałem, ale nic nie chciała powiedzieć.

-Stara się boi - skomentowała Kinga. Olgierd chciałby jej przytaknąć, ale za dobrze znał panią Justynę.
-Skąd w ogóle masz ta gazetę? -zapytała Dorota .
-Z kiosku, tu obok.

-Dziwne, jak przechodziłyśmy to był zamknięty
-Może pani Nadia poszła do domu. Nieważne. Trzeba podać dzieciom obiad. - odezwał się Olgierd po krótkiej chwili. 
Cała trójka zgodnie kiwnęła głowami.
Podczas posiłku wypytywali dzieci co się stało z zaginioną dziewczynką. Większość nie chciała mówić. Wyglądały na przestraszone, gdy tylko padły pierwsze pytania.
Ze wszystkich dzieci z przedszkola, Olgierd miał swojego ulubieńca. Dorota mówiła żeby nawet nie próbował być stronniczy, bo w razie wypadku, nie warto się kłócić z panią Justyną. Chłopak nie uważał żeby to było coś złego. Chłopiec miał na imię Maciek. Olgierd był dla malca jak starszy brat. Zawsze razem grali w piłkę i to Olgierd go nauczył wiązać buty. Chłopak zamierzał go podpytać, kiedy będzie pora wyjść na dwór.
Po obiedzie dziewczyny pomagały dzieciom się ubrać, a Olek stał obok pilnując, żeby żadne nie wyszło samo na zewnątrz. Po kilku minutach wszyscy byli gotowi do wyjścia.
Dzieci bawiły się na placu zabaw, który był obok przedszkola. Dorota, Kinga i Olgierd wypytywali dzieci dalej, jednak sytuacja ze stołówki ciągle się powtarzała. Dzieci odpowiadały wymijająco lub wcale się nie odzywały. 
Olkowi zostało już tylko spytać Maćka. Zaczął się za nim rozglądać i zauważywszy go na zjeżdżalni, ruszył w jego kierunku.

piątek, 21 sierpnia 2015

Prolog

,, Wielu spośród żyjących, zasługuje na śmierć.
A nie jeden z tych którzy umierają, zasługuje na życie." - J.R.R.Tolkien


Olgierd zdążył już przywyknąć do tej starej, rozpadającej się rudery, która była jednocześnie okazałym, 
ceglanym budynkiem. Okolica nie była szczególnie wesoła, ale dzieci bawiące się na placu zabaw sprawiały, że chłopak chętnie odwiedzał przedszkole. Olgierd miał 1,90 wzrostu, zielone oczy i czarne włosy.
Przystojnością nie grzeszył, był raczej przeciętniakiem. Dość dobrze się uczył, nie był jakimś geniuszem, ale rodzice nie narzekali na jego oceny. Do wolontariatu namówiła go koleżanka Dorota. Była szczupłą blondynka o piwnych oczach.Była typem cichej myszki, co chłopak lubił w niej najbardziej.

W okolicy przedszkola był mały kiosk.
Pracowała w nim sąsiadka córki kuzynki Olka, pani Basia.
Olgierd zazwyczaj kupował wodę i gazetę kiedy tamtędy przechodził.
Było kilka ciekawych nagłówków, ale jeden szczególnie zwrócił jego uwagę:

,, Zaginęła 6- letnia dziewczynka. Opiekunka przedszkola ,,Promyczek" wypiera się winy"

Kupił co chciał i usiadł na ławce koło parkingu Przedszkola. 
Przedszkola ,,Promyczek".

,, Dnia 12 maja zaginęła dziewczynka w wieku 6 lat (...) Ciemne oczy, blond włosy (...) Policja podejrzewa, że dziewczynka uciekła z przedszkola i utopiła się w pobliskim jeziorze (...) Nic nie wskazuje na to by winna była opiekunka przedszkola, pani Justyna.P. Policja rozpoczęła śledztwo w tej sprawie."

Dziwne - pomyślał. Pani Justyna nie mówiła mu że zgubiła się dziewczynka.

Przeszył go dreszcz. Ruszył w stronę budynku.