czwartek, 1 października 2015

Rozdział II






,, Światem rządzi wyobraźnia” – N. Bonaparte




Lata świetności czerwonej zjeżdżalni minęły już dawno, kiedyś lśniąca, czerwona , a teraz wyblakła i pęknięta, była nie chętnie używana przez dzieci. Miała zostać wymieniona, ale brak funduszy nie pozwalał na jakikolwiek remont. Maciek za bardzo się tym nie przejmował, lubił ją taką jaka jest. Olgierda zawsze dziwiło to że wolał bawić się sam. Oboje byli samotnikami.  Chłopiec bawił się w najlepsze dzierżąc w ręku patyk , po raz setny zjeżdżając z rozpadającej się z dnia na dzień zabawki. Jego radosne krzyki było słychać już z daleka. Olgierd rozejrzał się za jakimś badylem, chcąc dołączyć do swojego młodszego kolegi.  Znalazłszy odpowiedni kij zbliżył się do chłopca i przywitał :
- Cześć  Maciek!
- Olek! – krzyknął radośnie i ruszył w jego stronę. Olgierd uśmiechnął się ciesząc się, że chłopiec przywitał się z nim z takim entuzjazmem – uważaj z tym kijem, bo komuś oko wybijesz !- zawołał zanim ten po raz kolejny zjechał ze zjeżdżalni.
- Chcesz się pobawić w rycerzy? – spytał nieśmiało malec.
-Jeszcze się pytasz? Oczywiście ! Jaką okropną bestię musimy dzisiaj pokonać?! – wyrecytował barytonowym głosem Olek, robiąc wrażenie na młodszym koledze.
- W krzakach znowu grasuje straszny goblin. Ukradł moją koparkę i nie chciał oddać jak go grzecznie prosiłem.
-Z nimi to zawsze jest kłopot. –westchnął Chłopak i uśmiechnął się pod nosem. – ruszajmy więc stawić mu czoło!
-Tak jest! – zasalutował Maciek i ruszył przed siebie żwawym krokiem, w stronę krzaków różanych, zasadzonych dla ozdoby, pewnie całe wieki temu.  Dookoła całego placu zabaw posadzono też żywopłot. Ostatnio, znacznie się rozrósł,  bo nikt nie miał za bardzo czasu by zająć się pieleniem ,,ogródka” .  W maćkowej wyobraźni wprost roiło się tu od potworów.  Olgierd zazdrościł mu czasem, tego że jest taki… hmm… pomysłowy.
- Tak jest widzę go! – ogłosił zuchwale chłopczyk.
- Szybko bo nam ucieknie! – zachęcił go Olek. Maciek pobiegł pierwszy, wbiegając w dziki labirynt żywopłotu. Olgierd musiał iść na czworaka żeby się zmieścić.  Lubił takie zabawy. Przypominały mu dzieciństwo.
 – Olek szybko, bo nam ucieka! – wołał – już prawie go mam!
- Nie pozwól mu uciec! – okrzyknął i zaśmiał się jednocześnie. Był pewny że Dorota razem z Kinga wyśmieją go za to że znów się ubrudził . Nie obchodziło go to za bardzo. Doczołgał się w końcu do małego wgłębienia, między ściankami  żywopłotu. Była tam wykopana dość duża dziura schodząca głęboko pod ziemię. Malec  zniknął mu z oczu. – Maciek ! – krzyknął, ale nie uzyskał odpowiedzi. – Maciek !!! – krzyknął głośniej, a na czole pojawiły się kropelki potu. ,,A co jeśli wpadł do tej dziury?” – pomyślał ze zgrozą Olgierd. Nie wydawała się AŻ tak głęboka, ale mimo to coś powstrzymywało go przed wejściem tam.
 – Maciek ! – krzyknął do dziury chłopak. Minęła minuta, a chłopak poczuł jak mocno bijące serca, tłoczące krew do jego żył, ma zaraz wyskoczyć z jego piersi.
- Olgierd !- usłyszał z wnętrza dziury. Serce zatrzymało mu się na milisekundę by wskoczyć na drugi tor i gwałtownie przyspieszyć . – Idę po ciebie! – krzyknął i wskoczył do środka, a wszech ogarniające ciemność pochłonęła jego ciało .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz