poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział I

Ściany od których odklejały się staroświeckie tapety, zupełnie nie pasowały do pomieszczenia w którym się właśnie znajdował. Na podłodze było mnóstwo zabawek, którymi bawiły się dzieci. Przeszedł koło nich energicznie machając do wszystkich uśmiechniętych maluchów. Inne zwyczajnie nie zauważyły go, pochłonięte świetną zabawą. W kącie, przy biurku, siedziała pani Justyna czytająca gazetę co chwilę spoglądając na dzieci. Chłopak podszedł do biurka, omijając porozrzucane klocki i przywitał się uprzejmie:
-Dzień dobry!
Kobieta spojrzała na niego i uśmiechając się odpowiedziała mu.
-Dzień dobry.

Olgierd nie kryjąc ciekawości, wyjął z plecaka gazetę i podsunął opiekunce.Ta wydała się jednak niewzruszona i zerknąwszy tylko na okładkę , powróciła do rubryki sport, jakby w ogóle nie zauważyła wytłuszczonego nagłówka w tygodniku. Chłopak poczuł się zbity z tropu, czuł, że uraził kobietę, ale chciał tylko dowiedzieć się czegoś o sześciolatce. Było mu trochę głupio, choć przeczuwał, że tak może się potoczyć ta nie wygodna dla kobiety konfrontacja.
-Czemu mi pani nie powiedziała?
-O czym?
-O zaginięciu tej dziewczynki.

- Ach ta dziewczynka, to dziecko. Ona uciekła. - powiedziała kobieta.
Olgierd o tym wiedział, ale pozwolił kobiecie mówić. Nie chciał siłą wyciągać z niej informacji. Z reguły preferował ugodowe podejście. 
Kobieta zamyśliła się. Olgierd nie naciskał. Nie chciał męczyć starszej pani. Postanowił wziąć się za swoje obowiązki. Ruszył w stronę kuchni, by pomóc w przygotowaniu do obiadu.
Ubijanie schabowych było dla chłopaka niełatwym zadaniem. Kucharka - Pani Danusia - musiała go co rusz poprawiać. Po jakimś czasie, udało mu się nieco wprawić, ale przy tym stłuc 4 palce lewej ręki. 
Po godzinnej torturze w kuchni, Pani Danusia zaczęła przygotowywać talerze. Olgierd w tym czasie miał dopilnować żeby wszystkie dzieci umyły ręce. Wówczas przybyły Dorota i jej przyjaciółka Kinga.
Kinga była wysoką brunetką o niewyparzonej gębie. Była przeciwieństwem Doroty i chłopak dziwił się, że tak dobrze się dogadują. 
Dziewczyny przywitały się z Olkiem, a on pokazał im artykuł w gazecie.
-O Boże... czemu nic o tym nie wiemy? - spytała Kinga.
-Sam też się dopiero dowiedziałem - tłumaczył się chłopak.
-Rozmawiałeś o tym z panią Justyną? - dołączyła się do rozmowy Dorota.
-Próbowałem, ale nic nie chciała powiedzieć.

-Stara się boi - skomentowała Kinga. Olgierd chciałby jej przytaknąć, ale za dobrze znał panią Justynę.
-Skąd w ogóle masz ta gazetę? -zapytała Dorota .
-Z kiosku, tu obok.

-Dziwne, jak przechodziłyśmy to był zamknięty
-Może pani Nadia poszła do domu. Nieważne. Trzeba podać dzieciom obiad. - odezwał się Olgierd po krótkiej chwili. 
Cała trójka zgodnie kiwnęła głowami.
Podczas posiłku wypytywali dzieci co się stało z zaginioną dziewczynką. Większość nie chciała mówić. Wyglądały na przestraszone, gdy tylko padły pierwsze pytania.
Ze wszystkich dzieci z przedszkola, Olgierd miał swojego ulubieńca. Dorota mówiła żeby nawet nie próbował być stronniczy, bo w razie wypadku, nie warto się kłócić z panią Justyną. Chłopak nie uważał żeby to było coś złego. Chłopiec miał na imię Maciek. Olgierd był dla malca jak starszy brat. Zawsze razem grali w piłkę i to Olgierd go nauczył wiązać buty. Chłopak zamierzał go podpytać, kiedy będzie pora wyjść na dwór.
Po obiedzie dziewczyny pomagały dzieciom się ubrać, a Olek stał obok pilnując, żeby żadne nie wyszło samo na zewnątrz. Po kilku minutach wszyscy byli gotowi do wyjścia.
Dzieci bawiły się na placu zabaw, który był obok przedszkola. Dorota, Kinga i Olgierd wypytywali dzieci dalej, jednak sytuacja ze stołówki ciągle się powtarzała. Dzieci odpowiadały wymijająco lub wcale się nie odzywały. 
Olkowi zostało już tylko spytać Maćka. Zaczął się za nim rozglądać i zauważywszy go na zjeżdżalni, ruszył w jego kierunku.

piątek, 21 sierpnia 2015

Prolog

,, Wielu spośród żyjących, zasługuje na śmierć.
A nie jeden z tych którzy umierają, zasługuje na życie." - J.R.R.Tolkien


Olgierd zdążył już przywyknąć do tej starej, rozpadającej się rudery, która była jednocześnie okazałym, 
ceglanym budynkiem. Okolica nie była szczególnie wesoła, ale dzieci bawiące się na placu zabaw sprawiały, że chłopak chętnie odwiedzał przedszkole. Olgierd miał 1,90 wzrostu, zielone oczy i czarne włosy.
Przystojnością nie grzeszył, był raczej przeciętniakiem. Dość dobrze się uczył, nie był jakimś geniuszem, ale rodzice nie narzekali na jego oceny. Do wolontariatu namówiła go koleżanka Dorota. Była szczupłą blondynka o piwnych oczach.Była typem cichej myszki, co chłopak lubił w niej najbardziej.

W okolicy przedszkola był mały kiosk.
Pracowała w nim sąsiadka córki kuzynki Olka, pani Basia.
Olgierd zazwyczaj kupował wodę i gazetę kiedy tamtędy przechodził.
Było kilka ciekawych nagłówków, ale jeden szczególnie zwrócił jego uwagę:

,, Zaginęła 6- letnia dziewczynka. Opiekunka przedszkola ,,Promyczek" wypiera się winy"

Kupił co chciał i usiadł na ławce koło parkingu Przedszkola. 
Przedszkola ,,Promyczek".

,, Dnia 12 maja zaginęła dziewczynka w wieku 6 lat (...) Ciemne oczy, blond włosy (...) Policja podejrzewa, że dziewczynka uciekła z przedszkola i utopiła się w pobliskim jeziorze (...) Nic nie wskazuje na to by winna była opiekunka przedszkola, pani Justyna.P. Policja rozpoczęła śledztwo w tej sprawie."

Dziwne - pomyślał. Pani Justyna nie mówiła mu że zgubiła się dziewczynka.

Przeszył go dreszcz. Ruszył w stronę budynku.